Cóż im po spustoszonej ziemi,
gdzie wiatr tylko zimny hula,
sypiąc popioły minionej świetności
w martwe oczy dzieci.
Pierwszy kwietnia powitał Warszawę śniegiem sypiącym od rana. Wyjęłam ciepłą kurtkę z szafy, naciągnęłam czapkę na uszy i poszłam na krótki spacer, jak to mówią „aby przewietrzyć głowę”. Chodzę zwykle stałą trasą, więc nogi same mnie niosą i zakręcają we właściwych momentach, a głowa może zająć się myśleniem o tym, co mnie ostatnio poruszyło. Na dworze było stosunkowo ciepło, chodniki i jezdnie robiły się coraz bardziej mokre, tylko w niewielu miejscach pokrywając się cienką śliską warstwą roztapiającego się śniegu. Zacinający chwilami wiatr utrudniał rozglądanie się po okolicy, ale zauważyłam białe poduszki na nagich gałęziach drzew, przysypane nieśmiało wychylające się liście krzewów, złamaną bielą żółć forsycji. Na trawnikach biała puchowa kołderka ukryła pierwsze wiosenne kwiaty. Coraz więcej śniegu pokrywało dachy domów i samochodów, parapety i balkony. Szłam, myśląc o czym chciałabym dziś napisać…
Pierwszy kwietnia. Prima aprilis. Nie przepadam za żartami tego dnia, zawsze miałam kłopot z rozpoznawaniem, co w publikowanych wiadomościach jest prawdą, a co nie. Ale dziś z chęcią przeczytałabym o końcu wojny. A jeszcze lepiej – że jej wcale nie było. Niestety, to niemożliwe. Wojna jest, trwa i nie wiadomo, kiedy się skończy. Wszyscy boimy się, że przyjdzie także do nas. Co wtedy zrobimy? Jak się zachowamy?
Myślę też sobie, jak krótką ludzie mają pamięć. Przecież od ostatniej wojny światowej minęło niecałe sto lat. Nie rozczytuję się w książkach historycznych, nie zgłębiam dziejów, ale przecież każdy z nas słyszał, co się wtedy działo. O dzieciach wybieranych jako „przedstawiciele lepszej rasy”, zabieranych rodzicom i oddawanych obcym. O ludziach wywożonych do obozów i tam zmuszanych do niewolniczej pracy lub poddawanych eksperymentom. O niszczonych miastach i wsiach. O grabieży dzieł sztuki i wartościowych przedmiotów. Myślałam dotąd, że ludzie czegoś się nauczyli i nie wrócą tamte czasy. A dziś czytam, że wszystko się powtarza. Zniszczenia. Śmierć. Grabież. Wywózka ludzi. Zabieranie dzieci. Trudno mi ocenić czy wszystkie te informacje są prawdziwe. Boję się, że tak…
Kilka tygodni temu, podczas spaceru skrajem lasu, zauważyłam przewrócone drzewo. Niewątpliwie był to efekt niedawnych wichur. Zaskoczył mnie sposób, w jaki oparło się ono o sąsiednie drzewa. Od razu pomyślałam o sytuacji Ukrainy. Na ile możemy, staramy się ją wspierać, podtrzymujemy przed ostatecznym upadkiem. Kiedyś słyszałam, że podejmowano próby ponownego posadzenia takich drzew. Mam nadzieję, że nam się też uda.
Powrotu pokoju i pogodnych świąt Wielkanocnych
Agnieszka Borowiecka
kwiecień 2022